Bardzo Wam dziękuję za wszelkie rady, są dla mnie bezcenne

Ostatni portret zostawiłem w spokoju - wspólna decyzja P. i moja po Waszych wypowiedziach.
A teraz chwila uzewnętrznienia.
Od dłuższego już czasu myślałem o tym, że boję się przełamać w malowaniu, boję się używać konkretnie farby, nakładać jej grubą warstwę. Dzisiaj nastąpił jakiś totalny przełom, jakby mi ktoś patelnią w łeb strzelił i krzyknął żebym się ocknął i zaczął w końcu malować, próbować, nawet jeśli będzie źle to nic, przecież zawsze można namalować kolejny...
I takim oto sposobem, zasiadłem dziś przy płótnie i początkowo zacząłem machać pędzlem, ale stwierdziłem, że zaszaleję i chwyciłem szpachelkę, której zawsze bałem się używać... I się zaczęło. Szał. Dla mnie jakieś uwolnienie i szaleństwo w tych farbach. Rypałem tą szpachelką jak szalony...
Wspomnieć też muszę, że noszę się od dłuższego czasu z zamiarem dokonania jakiegoś cyklu obrazów. Kilka dni temu wpadłem w końcu na pomysł - weneckie maski. Może aż taki oryginalny nie jest, ale dla mnie to jakaś rewolucja w mózgu. Uwielbiam weneckie maski. I nigdy nie pomyślałem, żeby je malować. Mają w sobie coś mega tajemniczego, są dostojne, ezoteryczne, mistyczne, do tego tak kolorowe, a ja uwielbiam żywe kolory.
I tak powstał pierwszy obraz, który mam nadzieję będzie początkiem całej serii, malowanej zupełnie inaczej niż do tej pory, czyli za pomocą szpachelki.
Babranie się dzisiaj w tych farbach sprawiło mi ogromną radość. Nie sądziłem, że ja, który lubię bawić się w szczegóły, namaluję coś takiego... a jednak.
Nie wiem co o tym sądzicie, oczywiście wszelkie uwagi są jak najbardziej wskazane, ale muszę powiedzieć, że jestem szczęśliwy, że się przełamałem i poszalałem i wręcz jestem dumny z tego obrazu

Pytanie tylko kiedy wyschnie...
A teraz do rzeczy:
14. Maska 1, farby olejne + złoty akryl, płótno 40 x 50 cm

Detale:


