ja generalnie nie lubię ludzi
A lubisz siebie? W ogóle nikogo nie lubisz? Ile procent ludzi zasługuje na Twoje lubienie? I czym Ci się oni zasłużyli?
ja generalnie nie lubię ludzi tzn. nie lubie głupoty i bywam agresywny szczególnie jak słucham utartych sloganów , masowych opini , zbudowanych na informacjach co najmniej żenujących,
Informacja nie jest żenująca. Informacja jest obiektywna. A agresja wzbudza w ludziach odruchowy opór. Nie zmienisz w nikim myślenia agresją. No chyba że Ci na tym nie zależy, no ale skoro Ci nie zależy... to po co agresja? Niepotrzebna agresja to niepotrzebna strata energii. Wydatkowanej negatywnie, nieefektywnie.
Nikt nie ma monopolu na prawdę, ani na "nieutartość" sloganów. Niczyje myślenie nie jest do końca własne. Slogan którym posługuje się 0,1 % społeczeństwa (albo np. 50% studentów ASP) to taki sam slogan jak ten którym posługuje się 99,9% społeczeństwa (niekoniecznie pozostałe). Slogan niszowy, ale slogan quasielitarny to wciąż slogan.
Wiesz co jest dla mnie najbardziej wytartym sloganem? I mnie niezmiennie żenuje?
"JA wiem co jest prawdą, pogardzam społeczeństwem. Społeczeństwo budzi we mnie agresję, bo się nie zna". Otóż społeczeństwo się zna. Np. na gotowaniu rosołu. Każdy ma swoje działki i nie możesz kazać wszystkim wiedzieć wszystkiego. Każdy ma prawo do swojego wyboru i swojej wiary.
Tolerancja.
Łatwo gardzić i być agresywnym.
Trudniej się godzić i rozumieć.
Ja tylko powiem, że lubię ludzi, z ich wadami i zaletami, ze sloganami mniej lub bardziej wytartymi. Godzę się z tym że świat w jakim żyję jest jaki jest. Nie to że nie chcę go zmieniać. Chcę, mówię o tym i staram się. Ale to nie znaczy że mam gardzić i być agresywnym wobec tych co chcą traktować świat po swojemu. Od każdego można brać. Gardzenie i agresja jest łatwe i wytarte, jest sloganem który widzę wszędzie. Im wyżej tym bardziej.
Błędem jest zakładanie klapek na oczy i zatracanie się w swoim-jedynie słusznym myśleniu. Nikt nie ma monopolu na prawdę i słuszność.
Świat jest piękny, a ludzi różni. Nie chcę żyć w zunifikowanym świecie, w którym wszyscy zgadzają się z wszystkimi, mają taki sam "och jaki trafny i wyrafinowany" gust. Chcę żyć w świecie w którym jeden uwielbia "modę na sukces", a drugi na nią nie spojrzy. Czemu mam zabraniać mu JEGO szczerego uwielbienia dla Bruk, Ridża i Stefany? To sztuka też.
Boli mnie kiedy idę na znakomitą wystawę w centrum swojego miasta i dla mnie samego jest na niej włączane światło a od wprowadzającego słyszę że 3-4 osoby dziennie przychodzą, a 500 metrów dalej prze centrum handlowe przewalają się dziennie dziesiątki tysięcy ludzi, ale czy to znaczy że mam iść tam i ich nienawidzić? Agresją wywołam opór. Siłą i chamstwem nie zdziałam nic. I oni wrócą gdzie są w poczuciu że "to nie dla nich", a ja... A ja będę sobie dalej "nie lubił ludzi" kisząc się w swojej elitarności. Czy tędy droga? Pewnie nie, ale.... jakie to wygodne trzasnąć sloganem "nie lubię ludzi bo to ciemna masa"...